Projekt Miotłowisko - odsłona zimowa - W SAUNIE - Polski Portal Saunowy

News

POLSKI PORTAL SAUNOWY

Post Top Ad


Projekt Miotłowisko - odsłona zimowa



W sobotę 20 styczna w Termach Głogowskich odbyło się Miotłowisko w wersji proszę ja kogo zimowej, się odbyło. Oznacza to że świętokrzyska impreza jak mniemam już cykliczna na Podkarpaciu tym razem zagościła. Wystartowaliśmy o godzinie 20-tej. Powitanie przez Martę kwatermistrza imprezy ducha jej dobrego, oraz Marcina co to w saunach zarówno kobietkom ja
k i facetom dobrze robi. Dodatkowo Maciej z Magdą bądź co bądź ludziska światowi bo z Warszawy samej, również w saunie gościnnie zamachać nam mieli.




  Saunowicze? No tu nie ma lelum po lelum bo saunowicze z rożnych i to nawet odległych stron naszego wesołego kraju przybyli. Miło było po raz kolejny znajome twarze na imprezie saunowej spotkać. Ogólnie towarzystwo gołe i wesołe, a i twarze elegancko uśmiechnięte były. O kulturze saunowania nawet nie będę wspominał. To się rozumie samo przez się, że takowa kultura była należyta jak to w świętych księgach o saunowaniu pisane jest.

  Za względu na rozmiary sauny w Termach Głogowskich uczestnicy podzielni na grupy dwie i „jazda” saunowa się zaczęła.  Seansów bodajże sześć się odbyło i jeden w parowej z pilingiem.

  Seanse jakie? Miotłowiskowe seanse proszę ja kogo w większości były, jak to na Miotłowisku. Niezorientowanym w temacie już tłumaczę. Marcin postawił na iście słowiańską odmianę saunowania, czyli opartą na typowej rosyjskiej bani i klimatach z takim saunowaniem związanych. Mamy seanse z typowymi dla  rosyjskiej bani technikami, bliską naszej duszy słowiańskim podkładem muzycznym jak i całej towarzyszącej temu wydarzeniu otoczce. Nie oznacza to jednak że brak nam będzie na takiej imprezie seansów nazwijmy je, znanych nam i podobnych w oprawie jak na innych obiektach. Krótko mówiąc na Miotłowisku jest taki saunowy kalejdoskop.




Mieliśmy zatem saunowanie słowiańskie i takie międzynarodowe saunowanie też mieliśmy. Zarówno Marcin jak i Magda z Maciejem dostarczyli narodowi gołemu wszystkiego co w saunie najlepszego można zrobić. Jak skąd wiem, jak? Uśmiech na twarzach gościł, w rytm muzy wszyscy się na ławach elegancko się kiwali, a nawet śpiewali ładnie na głosów kilka zresztą. Ze względu na ujemne temperatury ludziskom po wyjściu z sauny na zewnątrz z dyniek elegancko dymiło, a uśmiechy od ucha do ucha były należyte. Gdyby śniegu było więcej to na bank i orła na śniegu z radochy człowiek by zrobił, na bank! Tego jednak (śniegu znaczy) w Głogowie jak na lekarstwo było.

Dodatkowo w parówce wiedźma była (Magda znaczy za wiedźmę robiła) i tam piling solny się odbył wg czysto wiedźmowych prawideł. No co jak co, to? No Magda papiery na wiedźmę musi posiadać, tylko się nimi nie chwali. Dlaczego się nie chwali? No tego nie wiem, może? Komisja jakaś wiedźmowa zakazuje aby taki papier pospólstwu okazywać? Co jak co, majstersztyk to był. Tak samo jak jej seans z cyganką w roli głównej. Tak że Magda czapki z głów.




  Maciej? No proszę państwa kochanego Maciej powiedzmy pewnego rodzaju indywidualność w saunie. Sam w sobie jest kimś. To co potrafi w saunie, jego techniki, aranżacja podkład muzyczny jest taką Maciejową landrynką na każdym seansie. W połączeniu z tym co potrafią w saunie razem z Magdą to człowiekowi oczy zaczynają świecić z radochy, a łapki same do oklasków się składają. Wspaniały duet, wspaniali ludzie i piękne w ich wykonaniu seanse. Brawo Maciej z Magdą, brawo. 

  Marcin. No jakby inaczej cacy było jak to po Marcinowemu zawsze zresztą bywa. Serducho na dłoni, uśmiech na twarzy, ot i cały on. Wszystko od siebie, aby ludziskom niczego w saunie nie brakowało. Były witki różnorakie, atmosfera może i z samych odmętów lasów wielkich, i radocha jaką w saunie narodowi czynił też była. Był też seansik połączony z pilingiem propolisowym. Propolisowy piling wykonany przez samego Marcina. Z tego co wiem ładnych kilka dni Marcin te mazidło robił, co by na imprezę zdążyć. Czy on jakąś panią pszczołę, dusił czy pana pszczoła dusił tego nie wiem, ale propolis miał. Wydusił. Gdzie, lub ewentualnie za co te pszczoły dusił, i to w styczniu tego nie wiem. No ale wydusił! Może cholera pszczelarza dusił? No co jak co to nie przyznał się. Mazidło jednak cudeńko było. Jak skąd wiem że cudeńko? Jak kobietki z radochy nad własną cielesnością mlaskały się tym smarując, to musiało to być cudeńko. Kto jak kto, ale kobietki w tym rozeznanie to mają.




  Wyszynk czyli jadło. No jak by się Miotłowisko odbyć miało bez słynnej już świętokrzyskiej zalewajki, no jak? Co prawda Kwatermistrz Marta za jadłopodawcę robić musiała, ale ta osóbka też dobrym duchem tej imprezy jest. No to i z uśmiechem na twarzy polewała narodowi i to konkretnie polewała. Poza tym mięsiwa wszelakie, sałatki, owoce, napoje, kompot i takie tam inne powiedzmy że płyny zacne też były, o! 

  Osobiście ewakuowałem się po godzinie 2-giej w nocy bo co by nie mówić kawałek do chałupy mam, a zima przecież i cholera wie co na drodze będzie. Opuściłem zatem seans dla wytrwałych jaki się jeszcze miał odbyć. Mniemam jednak że i on zacnym to być on musiał. Bo i jakby inaczej.
  Moja ocena Miotłowiska zimowego? Było zacnie jak to ja mówię, po prostu zacnie! Dzięki wielkie Marcie i Marcinowi i dzięki również Magdzie i Maciejowi. Szacuneczek dla wszystkich znanych mnie i nie znanych uczestników tej saunowej imprezy, za uśmiech za atmosferę i za ten power jaki stworzyliście na tej sobotniej imprezie.




  I na koniec tak gwoli wyjaśnienia. Pojawiały się głosy że impreza nie jest tania, że jest drogo, etc. Tak proszę państwa kochanego, tania nie jest. Powiedzmy że są górne pułapy jeżeli idzie o takowe imprezy. Z tym się zgadzam. Zważmy jednak uwagę na pewne fakty. Dwojgu ludziom Marcie i Marcinowi narodziłł się w głowie pewien pomysł. Ten pomysł wprowadzili w życie. Aby przeprowadzić tego typu imprezę muszą wynająć obiekt, zapewnić wyżywienie, całą oprawę z tym zwiazaną. A za darmo to nawet w takich Emiratach Arabskich nic nie ma. I to mimo tego że ropę pod chałupą taki jeden z drugim magik w ręczniku na głowie to ma. I też za rożne rzeczy płacić musi. I to nawet jak w garażu oprócz wielbłąda jakieś tam Ferrari trzyma. No tak już ten świat jest urządzony, tak a nie inaczej.

  Czy zatem warto na Miotłowisko śmigać? Wg mnie warto. Zderzymy się tam może z trochę innym saunowaniem, ździebko powiedzmy słowiańskim. Na pewno z seansami autorskimi, może innymi, ale wykonywanymi z wielkim serduchem i oddaniem. Dotkniemy czegoś nowego, nieznanego ale na pewno miłego dla ciała i naszego ducha. Czy zatem warto? Moim zdaniem warto, wszak człowieka zawsze ciągnie do czegoś nowego i miłego, prawda? No właśnie. Pozdrowionka dla wszystkich tam będących.






Jerzy Portokalia.
                                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za dodanie komentarza.