Czartowisko, czartowisko.....? A oczywiście że się coś takiego narodziło, objawiło, czy też powiedzmy się zaczęło. Naukowo objaśniając inauguracja się elegancko odbyła, chociaż nikt na początku nie wiedział że w CZARTOWISKU uczestniczy. A było to 10 sierpnia roku pańskiego 2019. I to nie jakieś to tam lelum, po lelum było, a.....? Impreza saunowa się tam odbyła.
Słonko miało się ku zachodowi, gdy bębenki w saunie takiego povera dostały że narody klękajcie, a kto wie czy żyrafy, lub inne tam słonie na kolana by z wrażenia nie padły, gdyby tam takowe były. Taki „psia mać” czad się tam zaczął, taki czad!!!
Oczywiście czartów kilkoro było, bo jak wiadomo i u czartów to porządek być musi, aby tałatajstwa żadnego nie było. Niby czarty to łobuzy, ale zasadniczo...? Jegomoście to są wesołe, chociaż może i czasami ździebko psotniki. No tak już czarty mają, cóż poradzić wszak to przecież dusze rogate. Co by jednak nie mówić, to jak już czarty imprezują, no to musi być wszystko na TIP-TOP. Głównym czartem tej imprezy jest oczywiście Marcin który papiery na robienie z ogniem i gorącem w saunie to ma należyte. O tym jednak później, o tym później!!!
Jest oczywiście i czart Karol co za kwatermistrza tam robi, co by narodowi jadła i płynów wszelakich na imprezie to, a nie daj Boże nie zabrakło. Ba.... Mało tego kluczami do komnat zarządza to i uczestnicy po imprezie mogą sobie do góry kołami poleżeć, tchu złapać, i kto wie co tam jeszcze mogą. A tam można wiele, no można!!!
Jakie jadło, jakie...? Przednie jadło i wszelakie tam jest. Do wyboru i koloru. Nikt nikomu nic nie wydziela. I na zimno i na gorąco i na rzadko i na gęsto jest. Nie tylko wieczorkiem, ale przez cała imprezę jadła tam jest na konkretnie. Co ważne nazajutrz po imprezie śniadanko należyte też jest, aby nikt o suchym pysku do chałupy nie śmigał.
Czart Karol ma oczywiście pomocnika w charakterze żonki, czyli Pani Czartowej, po naszemu to jest Martynka, proszę ja kogo. I ona oko na wszystko ma, i baczenie aby na stołach wszystko cacy było. Z tego co widać to już nie na jednej imprezie była, i co jak co ma być, no to ona bardzo dobrze wie. Szacun wielki dla pary czartowsko- kwatermistrzowskiej się należy.
Czarty jak to czarty, piśmienne są, internetowe też są, czyli z duchem czasu idą. Nie ma miękkiej gry. Nowoczesne skubańce. Jakże miała by odbyć się impreza gdyby tam czartowego fotografa nie było. Wiadomo że główne czarty zamotane to na imprezie konkretnie są. Zatem aby dla potomnych znak pozostał Tomasza odpowiedzialnym za media uczyniły. Dokumentować całą imprezę pozwoliły, czy też nakazały, no czort tam ich wie jak to było. W każdym bądź razie na inauguracji I-szego Czartowiska Tomasz akredytację fotografa to dostał i za media tam robił.
Media oczywiście niezależne od nikogo, rzeczowe, bez ściemy, czy innej tam propagandy. Co jak co Tomaszowi się to należało jak czortowi widły, czy też ogon. Jest to bowiem jegomość chyba z najdłuższym stażem saunowicza w tym wesołym kraju.
Tak że nie jeden to on już piec w saunie widział, niejednego saunomistrza, a i kto wie czy i pierwszy z radości fikołków nad piecem w saunie w tym kraju nie robił. Taki gość, no taki!!!
A czego ja tak o nim ciepło? No bo zacny człowiek jest, a i gabarytowo to my coś podobni do siebie jesteśmy, wszak...... Mężczyzna to i na cieniu powinien wyglądać poważnie. Co prawda gdy wskakujemy do basenu musimy ostrzegać o tym zamiarze, co by się ludziska nie potopili, lub aby ich fala za basen nie wyrzuciła, ale to już drobiazg.
Gościnnie wystąpił też taki diabełek z Podkarpacia, bo czy on czart? No tego to nie wiem. Nie dopytałem, ale zapytam przy okazji. Też łobuz!!! Też w saunie nad piecem figle czynił i seanse saunowe robił.
Zawitały też wiedźmy z Podkarpacia. Z jakimś zielskiem, z miotłą, i w kapeluszach były. Takich szpiczastych. Co to było za zielsko, a cholera wie. Nikt tego nie jarał, a i mundurowe na imprezę bez zapowiedzi nie wpadli. Czyli zielsko tajemne było, ale i nieszkodliwe.
Skąd jednak na Podkarpaciu wiedzmy? Dzielny wojak Szwejk coś tam kiedyś nad kuflem piwa o takich panienkach mówił, ale? No nikt mu nie wierzył bo non stop to on był na dopingu. A tu masz babo placek!!! I będą musieli historycy, czy nawet archeologowie mocno się po dyńkach czochrać z zadumy nad czymś takim!!!
Wróćmy jednak do głównego czarta jakim jest Marcin. Marcin czart nie byle jaki, bo....? O saunowaniu to on wie wszystko, a może i nawet więcej on wie. Jak na porządnych czartów przystało to on też ma kobietkę, białogłowę, urody przedniej a i potrafiącą ogień w saunie elegancko okiełznać. I to nie byle jak okiełznać ale tak że naród z radochy w łapki klaskał należycie. Dźwięki aprobaty wielkiej słychać aż pod Łysą Górą było, a co? Tak się kaszle. O Kasi tu mowa. Kobietce duszy i urody słowiańskiej, uśmiechu szczerym. O dobrym serduchu na dłoni dla innych to nawet nie wspomnę.
Wróćmy jednak do Marcina. Czarta głównego, powiedzmy wodza tej całej biesiady. Marcin jak to Marcin. Jegomość czujący serducho do saunowania i z serduchem każdą imprezę prowadzący. Nie ma półśrodków, olewki, czy braku zaangażowania. Jak już coś, no to na 150% ma być. W świecie saunowym człowiek znany, lubiany i szanowany. Kochający sauny, tradycję Słowian, i w takich tematach są też jego seanse. Na seansach dotkniemy czegoś starego zapomnianego, a jednak fajnego. Taki powiedzmy z niego czart i patriota saunowy jest. Tworzący własne mikstury, powiedzmy że nawet i kadzidła, aby pokazać nam wierzenia, zwyczaje, obrzędy, nas tutaj żyjących w kraju nad Wisłą, czy też naszych słowiańskich sąsiadów.
Oczywiście ździebko z niego to i rogata dusza jest. Może i coś z wikinga ma wszak przecież te łobuzy parę wieków temu swoimi kajakami do nas przypływali i to nie po to aby się nad Bałtykiem opalać, czy też o 4 rano miejsce parawanami sobie na plaży znaczyć. Imprezować przyjeżdżali i tyle. Ponoć czarty świętokrzyskie podobno ostro z nimi imprezowali bo za kolesiów ich mieli. Wszak Wikingi też rogi mieli, tyle że na tych swoich czapkach czy innych tam żelaznych beretach. Zarówno nasze czarty jak te i Wikingi mimo że łobuzy to podczas imprezy muza być musiała. Gdzie te czarty świętokrzyskie ten wikingów śpiewnik, czy nuty znalazły, no tego to ja nie wiem? Marcin jakiś taki tajemniczy. Nic nie mówi? Na bank gdzieś to wygmerał. Może nawet nut się nauczył, lub jego przodki mu taką muzę zapuszczali gdy maleńkim był, to i nie dziw że takie ucho do muzy ma.
No jeden z seansów w rytm takiej muzy wikingowo-czartowej zapodany został. No i powiem tak..... Jak podobna muza na tych czartowo-wikingowych imprezach kiedyś była, to... No to niezła tam jazda była, no nie zła. Dawne dobre czasy to być musiały a i nikt flaszki banderola nie oklejał. Mój Boże!!!Wcale bym się nie zdziwił gdyby po takiej „bibie” te rogate nordyki ze Skandynawii kajaków przez rok, by nad Bałtykiem szukali. Mniemam że ten właśnie seansik będzie rozpoczynającym każde Czartowisko gdyż w łapki klaskałem, a nawet próbowałem to samo czynić stopami.
Reasumując: Czartowisko wystartowało cudownie. Człowiek nie będzie się tam nudził, jak powiedzmy gej na akademii z okazji Dnia Kobiet. Jest tam moc, jest czar!!! Co prawda nie jestem aż tak stary, abym pamiętał jak to Judasz od Rzymian kasę brał, ale...? No jestem w wieku trolejbusowym, czyli w takim okresie życia, gdy to mężczyzna ogląda się za siebie co zrobił. No tak już bywa. Powiem jednak impreza zacna!!! Moja Pani też w skowronkach bo i kobietki w łapki z radochy klaskały.
Błysk w oczach uczestników było widać na każdym kroku, i to bynajmniej nie z tego powodu że ktoś gołą nogą na kabel od betoniarki nadepnął. A tylko z tego powodu, że impreza wystartowała na konkretnie i na full. A co najgorsze było i jest po niej?
Najgorsze to są pierwsze trzy dni po takiej imprezie, i wiem co mówię. Jakby zabrakło sznurówek to...? A dżdżownicą nawet buty zasznurować i na Czartowisko proszę ja kogo śmigać.
Jerzy Portokalia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za dodanie komentarza.